sobota, 19 października 2013

Parę słów o przędzach tkackich

1. Klejonki


 Zbierałam się do tego tekstu od paru tygodni, aż kopniaka do niego dała mi... klejonka. Bardzo pośrednio zresztą.
Otóż do zaprawiania wełny używam stale tej samej porcji roztworu w wielkim garze, do którego przed każdą nowa partią dodaję trochę ałunu i wodorowinianu potasu - tak, by utrzymać stałe stężenie. Aż na początek weekendu postanowiłam zaprawić porcję kupnej jednonitkowej przędzy tkackiej - pięknej wełny o beżowokremowym zabarwieniu, z wyraźną zawartością włosa rdzeniowego - normalnie cudo! A że zmęczony tygodniem człowiek w piątek nie myśli, po prostu przewinęłam wełnę z przemysłowej szpuli na motki, i wrzuciłam do gara....
...by po chwili zobaczyć, jak po roztworze bejcy rozchodzi się mroczna chmura mętnego kisielu!
- O żeż #%&#@, klejonka! - zaklęłam w duchu (moja kocica twierdzi, że nie tylko w duchu).
Cóż, mój "wieczny roztwór" nadaje się już tylko do kanalizacji. I wątpię, czy w ogóle ta porcja przędzy złapie porządnie bejcę.
Przypuszczam, że tkaczce mającej praktykę z przędzami przemysłowymi nie przyszłoby w ogóle do głowy, by wrzucić do zaprawy taką wełnę bez prania. A mi przyszło - bo przecież nie była tłusta...

Zaczynałam - lata temu - jako prządka, nie tkaczka. I, zgodnie z wiedzą pozbieraną głównie od osób, które same jeszcze przędły wełnę, nauczyłam się prząść ją we własnym tłuszczu. Gdy zaczęłam wykorzystywać swoją przędzę do tkania (na bardku i tabliczkach), nadal była to przędza nieodtłuszczona, a w każdym razie nie całkowicie. Gdy przyszło do użycia w tym samym celu wełny pranej - poczułam radykalną różnicę. Przędza zaczęła się "haczyć", mechacić, przecierać w tempie przyspieszonym. I była to taka sama wełna, z moich wrzosówek, tak samo przędziona, o bardzo podobnej grubości i kącie skrętu. Nie próbowałam na tym etapie wykorzystywać klejonek - po prostu stwierdziłam, że nie warto komplikować rzeczy prostych, i pozostałam przy przędzy z wełny nieodtłuszczonej.

Upewniły mnie w tym przeczytane opracowania. John Munro wielokrotnie stwierdza, że w sukiennictwie średniowiecznym nie tylko przędziono, ale i tkano wełnę w tłuszczu - przy przerobie sukienniczym oliwie bądź maśle, przy tańszych tkaninach niefolowanych często w zachowanym tłuszczopocie owczym. Również inni autorzy wskazują jako jeden z celów zabiegów foluszniczych - usunięcie pozostałości tłuszczu z utkanego materiału (Mączak 1955, Wigglesworth 2006). Lanolina, której pozostałości w tkaninach zauważa Nahlik (1952), i przypisuje jej funkcję impregnacyjną, mogła też być po prostu pozostałością procesu technologicznego. 

Współcześnie w tkactwie wykorzystuje się najczęściej klejonki skrobiowe - z taką właśnie miałam wątpliwą przyjemność podczas niefortunnej próby zaprawiania. Jakie są ich zalety? Przede wszystkim niewielki koszt. Ponadto są to klejonki "czyste", w stanie suchym bądź przy niewielkiej wilgotności niebrudzące. Są stosunkowo trwałe, przędzę z naniesioną tego typu klejonką można bezpiecznie długo przechowywać. Ich własności są stabilne w zmiennych temperaturach. W stanie suchym jednak są sztywne i nieelastyczne, podatne na wykruszanie z pracującej osnowy. Gdy już dojdzie do częściowego uszkodzenia przędzy, postrzępione końcówki włókien, odstające od przędzy, a usztywnione wciąż zachowaną na nich resztką klejonki, są nawet podatniejsze na zahaczanie się o sąsiednie nici osnowy i dalsze niszczenie, niż całkowicie klejonki pozbawione.

Tymczasem natłustki - zwłaszcza te historyczne, oparte na tłuszczach naturalnych - są kosztowne, nawet bardzo kosztowne w porównaniu z zawiesiną skrobiową. Tłusta w dotyku przędza łatwo zbiera zanieczyszczenia, i sama brudzi stykające się z nią elementy maszyn tkackich - tym większy to problem, im bardziej złożone maszyny (czyli im później w historii). Naturalne tłuszcze - wykorzystywane w sukiennictwie masło czy oliwa -  podlegają jełczeniu, a produkty ich rozkładu mogą z czasem nawet zniszczyć włókno (czyżby tu można było dopatrywać się przyczyny, dla której nie należało zbyt długo pozostawiać sukna na krośnie tkackim? Z całą pewnością wymusza to folowanie wkrótce po zakończeniu tkania.)  Wyższa temperatura upłynnia natłustkę, niższa ją zestala. Tu jednak koniec wad - natłustka nie wykrusza się z przędzy, nawet jeśli dojdzie do częściowego uszkodzenia tejże, to wciąż ułatwia poślizg wolnych końcówek włókien, i zapobiega dalszemu niszczeniu przędzy. Gdy klejonki skrobiowe w stanie suchym tracą własności antyelektrostatyczne, nie wysychająca natłustka jest pod tym względem niezawodna.

Czy w średniowiecznym tkactwie używano klejonek, czy natłustek? Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że potwierdzenie zastosowania jednych nie wyklucza zastosowania drugich - choć raczej nie jednocześnie (tłuszcze są hydrofobowe, natłuszczona przędza nie przyjmie już dobrze klejonki opartej na wodzie). Jednakże opracowania, których autorzy oparli się na źródłach średniowiecznych, a nie etnograficznych, zdecydowanie wskazują na natłustki. Również znana mi ikonografia nie sugeruje obecności niczego, co można by uznać za klejonkę - podczas gdy obecność natłustek potwierdza jak najbardziej.
Czesacze i gręplarze wełny wielokrotnie ukazywani są w pobliżu przenośnych piecyków i innych źródeł ciepła, i wyraźnie nagrzewają przy nich narzędzia pracy - to dowód na konieczność upłynnienia tłuszczu obecnego w czesance. Tłuszcz ten pozostawał w wełnie aż do etapu folowania sukna.
http://www.nuernberger-hausbuecher.de/75-Amb-2-317-28-v

Wzmianki o klejonkach pojawiają się w kontekście odniesień do współczesnego tkactwa artystycznego i ludowego - które w Europie już od wielu dziesięcioleci jest tak naprawdę też tkactwem artystycznym, korzysta często z półproduktow w postaci przędz maszynowych. Ponadto sukiennictwo ludowe na terenach Polski wygasło jako pierwsze - etnografowie stykali się zwykle z płóciennictwem i dywaniarstwem (przeważnie wykorzystującym lnianą osnowę przy wełnianym wątku; w taki też sposób wytwarzane są ludowe pasiaki). A przy włóknach łykowych natłustka sprawdza się słabo - wnika w ich głąb, osadza się wewnątrz i staje niemal nie do usunięcia, a jełczejąc, niszczy wyrób. Dlatego w płóciennictwie i tkaniu wełną na lnie zdecydowanie odpowiedniejsze są klejonki, począwszy od prządki plującej w palce przy przędzeniu (informacje własne, wielokrotnie potwierdzone w rozmowach z prządkami starszego pokolenia).

Jak przełożyć to na praktykę rekonstrukcji historycznej? Muszę powiedzieć, że ciężko, o ile nie pracuje się z wełną od etapu surowego runa lub przynajmniej wełny pranej samodzielnie przerabianej na czesankę. Wszelkie źródła i opracowania, z jakimi się zetknęłam, wskazują bądź to na zachowanie naturalnego tłuszczu owczego, bądź nanoszenie natłustki na etapie  czesania. W takim przypadku jej niewielka ilość może być skutecznie rozprowadzona po wełnie, nie dając efektu zbliżonego do porcji frytek z kiepskiego baru... Przy nanoszeniu jej ręcznie dopiero na gotową przędzę graniczy to z niemożliwością - choć współcześnie wykorzystuje się trochę inne metody: emulsje wodno-tłuszczowe (woda odparowuje, tłuszcz pozostaje), bądź nanoszenie kropelkowe (spray).
Bo natłustki są używane w tkactwie przemysłowym i dziś - tyle, że ze względu na trudności z przechowywaniem nanoszone są dopiero w zakładach tkackich. Jeśli napotykamy przędzę apreturowaną w handlu, to jest to przędza z klejonką.
Taka, jak ta, która zamieniła w kisiel moją zaprawę ałunową!

2. Kąt skrętu przędzy / TPI  (ki diobeł?)

 Jako że użyłam tu terminu może niezbyt powszechnie zrozumiałego, to wypadałoby go najpierw wyjaśnić. Co to jest kąt skrętu przędzy?
Jest to kąt, pod jakim skręcone - czyli odchylone od osi przędzy -  zostały tworzące ją włókna. Jest to też parametr, którego próżno by szukać w większości publikacji traktujących o znaleziskach tekstylnych - i to mimo faktu, że dla odtworzenia tych znalezisk jest jednym z najistotniejszych

 Najlepsze, na co można liczyć w tekstach, to stwierdzenia "mocno skręcona przędza", "słabo skręcona przędza". Lepsze, niż nic, ale dla mnie mało wartościowe, bo całkowicie subiektywne. Czy przędza skręcona pod kątem 20 stopni jest już "mocno skręconą"? A może dopiero ponad 40 stopni (a dlaczego nie 45)? Brak ten jest frustrujący o tyle, że to wielkość bardzo łatwo mierzalna - cóż, trzeba pogodzić się z faktem, że archeolodzy na ogół nie piszą dla rekonstruktorów. W nowszych publikacjach na szczęście coraz częściej sprawę ratują zdjęcia - ale jakość fotografii w opracowaniach sprzed więcej niż kilkunastu lat rzadko daje taką szansę.

Dlaczego kąt skrętu jest istotny?
Otóż (starzy wyjadacze wybaczą mi oczywistości) im mocniej skręcona przędza, tym jest ona mocniejsza i trwalsza, odporniejsza na przetarcie czy rozsnucie. Jako bardziej zwarta, jest też sztywniejsza i twardsza w dotyku, oraz "zimniejsza" - bo między mocno skręconymi włóknami pozostaje mniej izolującego powietrza.
Przędza słabiej skręcona jest miększa i delikatniejsza, cieplejsza, ale mniej trwała, bardziej podatna na przetarcie - tak podczas użytkowania, jak i jeszcze przy tkaniu.
Jak widać, trzeba znaleźć kompromis pomiędzy wadami i zaletami - dla różnych tekstyliów ten kompromis wypadnie w różnych punktach, zależnie od funkcji, jaką miały pełnić.


Autorzy opracowań niekiedy zamiast kąta skrętu przędzy podają liczbę jej skrętów na jednostkę długości. Dość rzadko jeszcze można się zetknąć z taką informacją w opracowaniach archeologicznych, natomiast w technologii przędzalnictwa jest ona jedną z podstawowych, i stąd przenika do literatury rękodzielniczej - zwłaszcza anglojęzycznej, w której powszechny jest termin TPI, czyli twists per inch (skręty na cal). I jeśli mamy do czynienia z tym skrótem, sprawa jest jasna. Gorzej, jeśli autor, dla którego język angielski nie jest rodzimym, pisze w tym języku, a operuje systemem metrycznym i nie zaznacza tego. Dlatego jeśli w anglojęzycznym opracowaniu napotykamy sformułowanie typu "yarn twist 2,5"  przed przystąpieniem do rekonstrukcji tej przędzy zawsze trzeba się upewnić, jaką jednostką autor operuje.

Warto dodać, że sama liczba skrętów na jednostkę długości to za mało, by określić, czy dana przędza była słabo, czy mocno skręconą, i jak mocno. Np. 3 skręty na cal to całkiem sporo przy grubej włóczce dziewiarskiej, i zupełnie mało przy cienkiej przędzy tkackiej. Dlatego TPI ma wartość informacyjną tylko w połączeniu z informacją o grubości przędzy - wyrażoną czy to wprost, czy poprzez gramaturę, czy liczbę nitek na cal (bądź cm) w tkaninie. Natomiast kąt skrętu jest wartością bezwzględną - przędza o skręcie 15 stopni będzie skręconą lekko, a 40 stopni - bardzo mocno, niezależnie od ich grubości.

Współcześnie, w epoce powszechnego stosowania tzw. dodatków uszlachetniających do wełny, można sobie pozwolić na przędzę o niskiej wartości skrętu. Będzie delikatniejsza, przyjemniejsza i cieplejsza w noszeniu, a odpowiednią jej wytrzymałość na przetarcie, przynajmniej podczas procesów technologicznych (bo potem niech się martwi klient) zapewnią owe dodatki uszlachetniające, czyli pewna ilość włókna syntetycznego o pożądanych właściwościach. Dlatego tkaniny przemysłowe, nawet te opisywane jako "stuprocentowa wełna", w rzeczywistości stuprocentowe nie są - zawierają przynajmniej kilkuprocentowy dodatek syntetyków, poprawiających odporność na rozciąganie i przetarcie, a nie wymienianych w składzie. Kąt skrętu przemysłowej przędzy tkackiej, z której barwieniem właśnie się zmagam, to zaledwie jakieś 20 stopni. W publikacji Wełniane tekstylia pospólstwa i plebsu gdańskiego M.Grupy dobrej jakości zdjęcia pozawalają oszacować kąt skrętu przędz w niektórych tkaninach - wynosi on (szacunek orientacyjny, na podstawie fotografii) najmniej około 30 a najwyżej 40 stopni (s. 195, 198, 220, 224, 225). Tkaniny o znacznie mniejszym kącie skrętu (s.208, 210) były wyrobami zdecydowanie luksusowymi, o gęstości ponad 47 nici/cm w osnowie, mało typowymi. Mniejszy kąt skrętu pojawia się również w wyrobach dzianych.

Póki co, bezskutecznie marzę o obszerniejszej pracy analizującej kąt skrętu (bądź TPI) większej próbki historycznych przędz. Jednakże lepszej jakości fotografie i rozrzucone wzmianki wyraźnie sugerują, że przeciętne historyczne przędze były zauważalnie mocniej skręcone, niż współczesne wełniane przędze przemysłowe. Dla tych ostatnich kąt skrętu równy 20 stopni jest już wartością dość wysoką - dla osnowowych przędz średniowiecznych i nowożytnych była to dolna wartość graniczna, z medianą w okolicach 30 stopni, a górną wartością graniczną około 45 stopni (zaznaczam, nie była to analiza reprezentatywnej próbki materiałów źródłowych, a tylko przegląd łatwo mi dostępnych zdjęć i opracowań).
Mediana pokrywa się z moimi praktycznymi obserwacjami - przędza o skręcie około 30 stopni (jednonitkowa, we własnym tłuszczu) doskonale sprawdzała się w moich eksperymentach tkackich:
Wytrzymałość przędz, nawet przy celowo dość brutalnym przerzucaniu bardka i nicielnic oraz dobijaniu wątku, była więcej niż zadowalająca - jednonitkowa przędza okazała się wytrzymalsza, niż dwojone przędze fabryczne (dywanówka z Kowar). Jedynym problemem okazała się niestabilność przędz jednonitkowych - najwęższe krajki po zwolnieniu naprężenia miały tendencję do spiralnego skręcania się w kierunku przeciwnym do skrętu przędzy. Nie jest to problemem, gdy pełnią funkcję obszycia, lecz może być niewygodne, gdy służą jako troki bądź owijacze. Ale to tylko argument na poparcie celowości dwojenia przędz do wyrobów pasmanteryjnych, o czym później.

Przędza o tym samym kącie skrętu, około 30 stopni, ale wykonana przez mnie z odtłuszczonej czesanki przemysłowej, także "dawała radę", ale wymagała zauważalnie delikatniejszego traktowania, przy energicznym przerzucaniu i dobijaniu zaczynała się mechacić, co było wstępem do jej uszkodzenia.
W niedalekich planach eksperyment z przędzą o zauważalnie mniejszym kącie skrętu - zdam sprawę z rezultatów.


3. Dwojenie przędzy

We współczesnym tkactwie artystycznym jako osnowę wykorzystuje się najchętniej przędzę dwojoną, gładszą, bardziej wyrównaną i odporniejszą na przetarcie. A że rekonstrukcja opiera się w dużej mierze na rękodziele artystycznym i ludowym, taka osnowa trafia i do tkactwa rekonstrukcyjnego, nawet na poziomie aspirującym do miana naukowego. Choćby w eksperymencie w Ribe jako osnowy do materiału przeznaczonego na rekonstrukcję koszuli z Viborga użyto przędzy dwojonej, mimo świadomości, że oryginał był wykonany na osnowie pojedynczej. Ogólnie w średniowiecznych tkaninach ubraniowych nie spotyka się przędz dwojonych, poza samymi brzegami tkanin (Crowfoot i in. 2001, s.46 i dalej)
Inaczej jest w wyrobach pasmanteryjnych. Krajki tkane na tabliczkach wykonywane były standardowo z przędzy dwojonej. W krajkach wykonanych na bardku lub wąskim krośnie (nie do rozróżnienia na podstawie gotowego wyrobu) występują również przędze pojedyncze (ibidem, s. 52 i dalej). Jednak wiele krajek "bardkowych" zostało wykonanych z przędzy dwojonej. 
Krajka na rękawie tuniki ze Skjoldehamn - przędza Z2S
Dlaczego? Jeden powód już wskazałam powyżej - małą stabilność przędzy pojedynczej w cienkich paskach, skutkującą spiralnym skręcaniem się gotowego wyrobu wokół własnej osi.
Ponadto przędza dwojona jest znacznie odporniejsza mechanicznie - tkanina z niej wolniej ulega przetarciu i zniszczeniu. Jeśli przyjmiemy, że krajki na brzegach rękawów, dekoltu i innych krawędziach tkaniny były stosowane nie tylko jako dekoracja, ale świadome wzmocnienie miejsc narażonych na uszkodzenie - to jasne staje się, że celowe było zastosowanie w tych miejscach trwalszego i mocniejszego surowca. Wreszcie, przy krajkach wzorzystych, w grę wchodzi większe wyrównanie i czytelność wzoru.

Przy wysokiej jakości wyrobach dziewiarskich i niciach do szycia celowość użycia przędzy dwojonej jest dość oczywista - przędza pojedyncza, jeśli nie jest napięta, za sprawą sprężystości włókien skręca się w kierunku przeciwnym do skrętu nadanego podczas przędzenia, przez co plącze się i rozkręca. Dwojenie, wykonywane w kierunku przeciwnym niż przędzenie, stabilizuje przędzę i zapobiega tym problemom - nawet puszczona wolno, stabilna przędza dwojona nie rozkręca się.
Ma to zasadnicze znaczenie również przy tkaniu na tabliczkach - obracając je, tkaczka bądź pogłębia skręt przędzy, bądź go niweluje. To pierwsze z czasem doprowadza do wytworzenia przekręconych "sprężyn" (co jeszcze nie jest najgorsze, bo można nadmierny skręt usunąć, zwolniwszy nici osnowy, bądź obracając tabliczki w przeciwną stronę), to drugie - do zniszczenia przędzy przez jej zmianę w luźne pasemko, które nieuchronnie rozpadnie się. Przy przędzy dwojonej, jeśli dochodzi do przekręcenia osnowy, można tak samo zniwelować je po zwolnieniu naciągu (lub zmieniając kierunek obrotów). Jeśli dochodzi do jej rozkręcenia - dwojona nić się wciąż nie rozpada, bo jednocześnie akumuluje się skręt jej składowych pojedynczych nitek. W stabilnej przędzy po zwolnieniu naciągu te nitki wrócą do dawnego układu, jednocześnie odtwarzając skręt dwojenia.

Dlaczego, mimo zauważalnych zalet przędzy dwojonej, nie wykorzystywano jej więc w tkaninach ubraniowych? Odpowiedź jest oczywista - czas! Zainteresowanych nim odsyłam znowu do eksperymentu z Ribe, zaś tu wspomnę tylko, że najbardziej praco- i czasochłonnym etapem wyrobu wszelkiego rodzaju tekstyliów było zawsze przędzenie. A wykonanie przędzy dwunitkowej oznacza przeszło dwukrotny wkład czasu i pracy - trzeba wysnuć i uprząść podwójną długość nici, a potem jeszcze nić tę zdwoić! Miało to uzasadnienie tam, gdzie chodziło o wykonanie stosunkowo małej ilości przędzy do "zadań specjalnych" - jak szycie, tkanie drobnych elementów pasmanteryjnych, niekiedy dziewiarstwo (warto dodać, że przędza dziewiarska na ogół była gruba w porównaniu z tkacką, a więc mniej czasochłonna sama w sobie).

Ale czas i wkład pracy to niejedyny czynnik. Dziś mogą nas fascynować "rustykalne" tkaniny o grubym, widocznym splocie, ale nie zmienia to faktu, że historycznie to nie one były cenione Tkaniny luksusowe, o gęstym splocie, wymagały odpowiedniego półproduktu - cienkiej przędzy. Dwojenie jej byłoby równoznaczne z pogarszaniem jakości gotowego produktu - wytwarzaniem gorszej tkaniny, gdy można było nie zmieniając surowca ani nakładu pracy wytworzyć lepszą.
Oczywiście, można przywoływać argument większej trwałości przędzy dwojonej - ale, jak widać po znaleziskach, nie był to argument istotny dla naszych przodków. Prządki były w stanie wytworzyć wystarczająco dobrą przędzę osnowową jednonitkową, i wytwarzały ją. Grubość nie była tu problemem, nawet te "pajęcze" nici były używane w tkactwie - i jasno widać, że z sukcesem (Grupa wspomina m.in. tkaninę o gęstości osnowy ok. 120 nici / cm)! Tkanin odzieżowych z przędzy dwojonej opracowania najzwyczajniej nie wymieniają (co oczywiście nie oznacza, że "być nie mogło", ale nie zajmuję się tu teorią bytów możliwych, tylko rekonstrukcją).

Moja praktyka to potwierdza - ręcznie wykonana przędza, zawierająca lanolinę, o skręcie w okolicach 30 stopni, nadaje się na osnowę bez dwojenia. Natomiast jeśli przędza tak wykonana ma wady sprawiające, że na osnowę się nie nadaje - dwojenie nic tu nie zmieni.
Nie spodziewam się kiedykolwiek wytwarzać przędzy o grubości porównywalnej ze wspomnianą wyżej (choćby dlatego, że wełna z moich ulubionych ras prymitywnych słabo się do tego nadaje), ale w przędzeniu mam pewną praktykę - i śmiało mogę powiedzieć, że wprawa, jaką w tej dziedzinie mogą mieć najwprawniejsi rekonstruktorzy, wytrzymuje porównanie najwyżej z parunastoletnią dziewczynką, dla której przędzenie było czynnością codzienną. Kobieta, która od wczesnego dzieciństwa przędła, przez większą część roku po kilka - kilkanaście godzin dziennie, otrzymywała przędzę taką, jakiej potrzebowała. Bez konieczności robienia nici gorszej, ale za to cieńszej, a potem jej dwojenia (i narobienia się przy tym dwa i pół raza więcej).

To, jaką wagę przywiązywano do natłuszczania wełny przy czesaniu (Bogucka, Munro), wskazuje na jeszcze jedna rzecz - wiedziano, że obróbka wstępna niszczy włókna, i starano się świadomie minimalizować ten problem.
Włókno ulega osłabieniu także na etapie przędzenia, jeśli przesuwając się, pasemko wełny lub przędza trze o jakiekolwiek obiekty. Przy przędzeniu na wrzecionie ten problem nie istnieje - a trzeba pamiętać, że nawet po wprowadzeniu kołowrotka, przędze osnowowe były (a przynajmniej miały być) wykonywane na wrzecionie. Przy przędzeniu na kołowrotku nowożytnym pojawiają się dwa punkty, gdzie przędza trze o elementy maszyny -  oczko i haczyki. Tym ważniejsze staje się jej natłuszczenie, zmniejszające opór i chroniące przed uszkodzeniem. Współczesny przerób tylko wydłużył ten proces, zwiększając liczbę miejsc, gdzie może dojść do osłabienia przędzy.

Na wytrzymałość przędzy ma wpływ także surowiec, z którego ją wykonano, czyli runo - a więc przede wszystkim typ i rasa owiec. Ale to już temat na samodzielny wpis...

Tymczasem można poprzestać na konstatacji, że współczesne przędze tkackie nie są rekonstrukcją przędz historycznych. A wobec tego ich wykorzystanie do rekonstrukcji historycznych wyrobów, przy użyciu historycznych narzędzi i technik, może stwarzać problemy zupełnie niehistoryczne. A szukanie "rekonstrukcyjnych" metod ich rozwiązania może nas zapędzić w kwadraturę koła, na podobieństwo kwestii: Jak zrobić historyczne buty do chodzenia po asfalcie? (Odpowiedź: Nie chodzić po asfalcie).
I podobnie należałoby powiedzieć: Jak tkać historyczne tkaniny z przemysłowej przędzy? Odpowiedź: Nie tkać z przemysłowej przędzy.

A powiedziawszy to, wracam do zabawy z "kisielotwórczą" inspiratorką tego tekstu. Tak jest, z przemysłową przędzą właśnie. Niedawno sprawiłam sobie pełnowymiarowe krosna, i mam zamiar ich używać. Ale do tego, by zapewnić sobie odpowiednią ilość "full-kosher" przędzy do ich osnucia, musiałabym jeszcze mieć prywatną niewolnicę....





Bogucka M.: Gdańskie rzemiosło tekstylne od XVI do połowy XVIIw, Warszawa 1956
Crowfoot E., Pritchard F., Staniland K.:  Textiles and Clothing, London 2001
Ejstrud Bo (red): From Flax to Linen. Experiments with flax at Ribe Viking Centre, Esbjerg  2011
Grupa M.: Wełniane tekstylia pospólstwa i plebsu gdańskiego (XIV-XVII w.) i ich konserwacja, Toruń 2012
Løvlid D. H.: Nye tanker om Skjoldehamnfunnet, Høsten 2009
Mączk A.Sukiennictwo wielkopolskie XIV-XVII wiek, Warszawa 1955
Wigelsworth J.R. : Science and Technology in Medieval European Life, 2006