niedziela, 31 marca 2013

O indygo słów parę

Edycja - sierpień 2018
[Wpis oryginalnie pochodził z początku 2013 roku. Po dobrych pięciu latach zasłużył na nową redakcję i nieco sprzątania, zwłaszcza, że - co bardzo mnie cieszy - wciąż "chodzi w użyciu". Wielkie podziękowania dla Alicji Mega z grupy farbiarskiej za doprecyzowanie terminologii związków chemicznych!]

Zainspirowały mnie do tego wpisu regularnie powtarzające się na forach i blogach rekonstrukcyjnych dyskusje typu:

- Piszesz, że indygo, a przecież do XV wieku w Europie nie było indygo...
- Ale Maik twierdzi, że...
- No to Maik się pomylił, bo nie było!

- W 60% znalezisk tkanin z manufaktur Psiej Wólki wykryto indygo...
- Ale statuty cechowe Psiej Wólki kategorycznie zakazywały użycia indygo, chodziło o ochronę interesów producentów urzetu...
- Znaczy, że olewali zakazy...
- Ale w Psiej Wólce nie mogli mieć indygo, bo datowanie i szlaki handlowe...

I tak dalej, aż pierze poleci.
Tymczasem sprawa jest prosta - aspirujemy do miana naukowców, czy też nie, używajmy języka naukowego! Naprawdę, terminologię wymyślono nie po to, żeby ludziom utrudnić życie, tylko je ułatwić. Podobnie, jak popularne w Polsce drzewo parkowe (rodzaj Aesculus) to nie "kasztan", tylko kasztanowiec, tak roślina barwierska z rodzaju Indigofera to nie "indygo", tylko indygowiec.

Indygo to barwnik, uzyskiwany nie z jednego gatunku rośliny, lecz całkiem wielu - niektórych wcale nie spokrewnionych zbyt blisko ze sobą. I kluczowym słowem jest tu "uzyskiwany", bowiem nie występuje w nich w gotowej postaci. W żywych (czy nawet ususzonych), nie przygotowanych specjalnie roślinach, występują tzw. prekursory indygo, czyli związki, które po odpowiednim potraktowaniu są w stanie w drodze reakcji chemicznych w indygo przejść. To dlatego barwienie indygo zyskało opinię "trudnego" - nie wystarczy tu zalanie surowca wrzątkiem i wpakowanie tkaniny czy przędzy do naparu...

Indygo najczęściej uzyskujemy z następujących roślin:
1. Indigofera tinctoria, czyli indygowiec barwierski. Pochodzi prawdopodobnie z Afryki Zachodniej, uprawiany w Indiach i innych "ciepłych krajach", importowany do Europy od końcówki średniowiecza do zmierzchu barwników naturalnych.  Najpopularniejsze dziś biologiczne źródło tego barwnika. To ta właśnie roślina bywa - niepoprawnie - nazywana "indygo" (zapewne przyczynił się do tego fakt, że w angielskim znana jest jako "true indigo"). Barwnik indygo można otrzymać jeszcze z kilku innych gatunków należących do tego rodzaju.
2. Isatis tinctoria, czyli urzet barwierski. Roślina barwierska dawnej Europy, dla "tru ultrasa" . Niestety mniej wydajna, niż indygowiec, dlatego w końcu mu ustąpiła.
3. Persicaria tinctoria, dawniej Polygonum tinctorium, czyli rdest barwierski. Występuje na Dalekim Wschodzie, jako surowiec nie był importowany do Europy. Teoretycznie mógł tu trafiać barwiony nim chiński jedwab.

Ta lista bynajmniej nie jest kompletna, istnieją wzmianki o uzyskiwaniu niebieskiego barwnika nawet z rdestu ptasiego - pospolitego europejskiego chwastu (potwierdzone eksperymentalnie lat temu parę przez farbiarkę z Litwy, proces jasno wskazywał, że barwnikiem tym jest indygo - niestety relacja była opublikowana na FB i już nie jest dostępna).  Istnieją wreszcie inne rośliny indygonośne, niż te wymienione - choć mniej znaczące gospodarczo i historycznie.

Analiza tekstyliów wykopaliskowych pozwala stwierdzić obecność indygo. Nie mówi, z jakiej rośliny barwnik uzyskano. Dopiero kontekst znaleziska może nam zasugerować, czy był to urzet, czy indygowiec, czy może rdest.

Owszem, liście urzetu barwierskiego zawierają stosunkowo mniej prekursorów indygo, niż liście indygowca. Konkretnie -  urzet zawiera isatan b, a indygowiec beta-d-glikozyd indyksolu (informacja dzięki Alicji :) ) . Jednak ani to, jaki prekursor występuje w roślinie, ani jego zawartość, nie oznacza, by indygo z urzetu było "inne" i nie pozwalało na uzyskanie intensywnych błękitów czy ciemnych granatów. Po przejściu prekursora w indygo - będzie to tak czy inaczej indygo. A niższa zawartość pożądanej substancji w liściach oznacza jedno - potrzeba więcej liści! Co oczywiście jest bardziej pracochłonne - i nie bez przyczyny uprawa urzetu w Europie został w końcu wyparta przez importowane indygo z indygowca. 

Warto jednak dodać, że otrzymany odcień mógł w istocie nieco się różnić. Dziś mamy do czynienia głównie z czystym (lub niemal czystym) wyizolowanym indygo - to ten niebieski proszek czy bryłki... Indyjskie indygo z indygowca (tak, masło maślane... ale to w imię precyzji ;) ) sprowadzano do Europy w takiej właśnie postaci, stąd ponoć Europejczycy na początku uważali je za minerał!  Tradycyjny przerób urzetu wyglądał inaczej - liście miażdżono, po czym z pulpy robiono kule, i je suszono. W takiej postaci były produktem handlowym, po czym farbiarze rozkruszali je, namaczali i fermentowali. Działo się to wciąż w obecności roślinnej masy - jak można sądzić, uwalniającej składniki inne, niż tylko prekursory indygo, i wpływającej pośrednio na kolor.

A więc twierdzenie, że "Europa do XV wieku nie znała indygo", czy że "statuty cechowe zakazywały używania indygo" to szerzenie bzdur, za sprawą nie tyle braku wiedzy merytorycznej, ile kulawej terminologii.
Przed rozpoczęciem importu indygowca Europa znała i otrzymywała indygo z urzetu. Później zakazywano używania indygowca, nie indygo - nowej rośliny zawierającej ten sam barwnik, nie barwnika jako takiego!

W skrócie: indygo = barwnik, zaś roślina = indygowiec!

         To jest indygowiec             
To jest indygo (zdjęcie za Wikipedią, fot. H.Zell)



Zaś dyskusje, które przytoczyłam na początku, mogłyby zacząć się od stwierdzeń:
"Do XV wieku w Europie nie było indygowca" i "w 60% znalezisk tkanin w Psiej Wólce wykryto indygo" "Musiało pochodzić z urzetu, bo w Psiej Wólce nie używali indygowca". Wtedy miałyby szansę zakończyć się merytorycznymi wnioskami.
Inaczej możemy dyskutować jak gęś z prosięciem, a rozmowa kończy się albo na niczym, albo na darciu pierza.
I szczeciny.

Witam

Witam w mojej jaskini.

Oprócz tytułowej owcy i wełny mogą się tu pojawić inne tematy ściślej bądź luźniej związane z rekonstrukcją historyczną, tekstyliami i dawnymi rasami zwierząt. W każdym razie nie należy się tu spodziewać wykrojów i poradników kostiumowych. Interesują mnie dawne tekstylia - ale "od kuchni" - surowce, techniki obróbki, półprodukty, i o nich przede wszystkim będę pisać. Ostateczny etap zostawiam innym, bardziej zainteresowanym i lepiej zorientowanym.

Jeśli zdarzy mi się zrobić wycieczkę w stronę tematyki "nierekonstrukcyjnej", w rodzaju współczesnego artystycznego filcu, na pewno postaram się to jasno rozgraniczyć!


Jako że dziś Wielka Niedziela, życzę wszystkim rekoludkom:

- smacznego jajka od ekologicznej kurki zielononóżki w koszyku
- staropolskiej baby lub sękacza z prawdziwym masłem na stole
- stuprocentowej wełny z historycznego baranka na grzbiecie
- zdrowia do najbardziej ekstremalnych imprez i projektów
- i wszystkiego, wszystkiego naj!