niedziela, 30 czerwca 2013

"Kolor naturalny", czyli...?



Wielokrotnie w różnych wytycznych dla grup rekonstrukcyjnych, zaleceniach dla początkujących, i wszelkiego rodzaju poradach można znaleźć frazę "stroje w kolorach naturalnych". Frazę generalnie słuszną, ale...

Całkiem niedawno przyszło mi korespondować z młodym człowiekiem, właśnie się "obszywającym". Potraktował on tę frazę dosłownie, i był już na progu kupienia kilku metrów (całkiem ładnej zresztą) wełny w kolorze kremowobiałym, znanym jako naturalny kolor wełny owczej. A nie odtwarza on bynajmniej brata Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego, potocznie zwanego Krzyżakiem - nie, chłopak celuje w zdecydowanego plebejusza (i chwała mu). Biała tunika byłaby dla niego średnio sensowną i funkcjonalną - a przede wszystkim, mocno dziwną.

W czym problem? W tym, jak sądzę, że "kolory naturalne" mogą oznaczać kilka zupełnie nie tożsamych pojęć.

1. "Kolory naturalne" rozumiane tak, jak to definiuje dzisiejszy przemysł i handel - czyli wełna biała, w praktyce jasnokremowa, nie wybielana chemicznie. Jeśli len - to niebielony, bądź bielony tradycyjnie, ekspozycją na światło i zwilżaniem.

2. Kolory  "naturalnie występujące na owcy" (lnu ten punkt raczej nie dotyczy)- ta definicja jest najbliższa mi samej. Oprócz kremowej bieli mamy tu całe spektrum brązów i szarości, aż do (niemal) czerni. Która to była niewątpliwie po prostu "czernią" dla ludzi epoki przednowoczesnej.

3. Kolory "możliwe do uzyskania naturalnie" - tu zaczynają się schody. Zgadzamy się, że barwniki anilinowe nie są naturalne, a wywar z liści brzozy jest naturalny. Ale czy naturalny jest np. ekstrakt indygo, dający (przy odpowiednich funduszach) niemal nieograniczoną koncentrację barwnika, a tym samym i głębię koloru? Czy "naturalny" jest barwnik z rośliny występującej o setki kilometrów od miejsca, którego kulturę odtwarzamy? Zahaczę tu tylko o jeden wątek - jakoby małą popularność czerni, szarości, i brązu (zaznaczam - nie mówię w ogóle o czerni anilinowej, jej nieistnienie w średniowieczu nie podlega dyskusji!). Można trafić na stwierdzenia, że te barwniki trudno uzyskać (moja praktyka mówi coś zupełnie innego - jeśli "nie wyjdzie" barwienie na dowolny kolor, to zapewne wyjdzie brąz :D ). Rzeczywiście, historycznych przepisów na brązowy barwnik niewiele. Łupiny orzecha, garbniki z kory na żelazie - i tyle. A z drugiej strony obserwacje jak u Małgorzaty Grupy w Wełnianych tekstyliach, gdzie tkaniny w kolorze brązu dominują nad innymi o rząd wielkości (oczywiście, trzeba wziąć tu poprawkę na przebarwienia w procesach rozkładu i zabarwienie od podłoża).

Chciałabym jednak wrócić do punktu drugiego. Pierwszy - jest oczywisty, nad trzecim - można dyskutować, każdorazowo biorąc pod uwagę indywidualną sytuację - epokę, szlaki handlowe, pozycję społeczną danej persony, itd. Punkt drugi - mam wrażenie - wciąż nie doczekał się w ruchu rekonstrukcyjnym należnej mu uwagi.

Dlaczego? Zapewne dlatego, że nawet jeśli mamy świadomość istnienia owiec "kolorowych", to zwykliśmy je traktować jako pewnego rodzaju ciekawostkę, coś występującego w nieznaczącej skali. Ot - czarna owca...
Właśnie - język przechował ślad tego, czym przez wieki była dla hodowcy owca o kolorowym umaszczeniu. "Czarna owca" to nie coś rzadkiego i wyjątkowego, jak "biały kruk". To coś niepożądanego, nie spełniającego wymagań - coś, czego należy się pozbyć. Niekoniecznie dochodowe źródło ekskluzywnej czarnej wełny na dwór Jagiełły!

Naturalną barwą owiec jest brąz - nie wyrównany i jednolity na całej powierzchni ciała, lecz miejscami ciemniejszy, miejscami jaśniejszy, z czarnymi i białymi akcentami na ciele. Taki, jak u muflona.
Źródło: Wikimedia Commons

W warunkach naturalnych selekcja eliminuje zwierzęta o nietypowej barwie sierści (łatwiej padają ofiarą drapieżników, bywają mniej atrakcyjne dla samic). Po udomowieniu rola selekcji naturalnej się zmniejsza - człowiek może wręcz preferować zwierzę nietypowe, choćby ze względów estetycznych.
Dlatego wśród owiec domowych pojawiły się zwierzęta o różnych barwach -  w intensywniejszych i bledszych odcieniach brązu, białe, szare, czarne, o umaszczeniu jednolitym (bez białego i czarnego rysunku widocznego na zdjęciu powyżej), to znów zupełnie łaciate... Zainteresowanym "kolorystycznymi możliwościami" owiec polecam artykuł Color Genetics in Icelandic Sheep - jeśli nie lekturę, to chociaż fotografie. A cała tam pokazana rozmaitość dotyczy tylko jednej rasy!

Oczywiście, pojawia się pytanie, jakie owce dominowały w jakim miejscu i okresie. Kontrargumentem dla twierdzenie o powszechności owiec barwnych w średniowieczu może być ikonografia - dominują w niej zwierzęta białe!
Trzeba jednak pamiętać, że:
1. Na podstawie ilustracji z dojrzałego średniowiecza nie można z pewnością wnioskować o sytuacji z okresu o parę stuleci wcześniejszego.
2. Północ i wschód Europy pozostawały zdecydowanie w tyle, jeśli chodzi o rozwój ras owiec (patrz mój poprzedni wpis). Na podstawie ilustracji z Anglii nie należy wnioskować o wyglądzie owiec w Polsce.
3. Po trzecie i najważniejsze - ikonografia zazwyczaj ukazuje pasterzy ze stadami. Tymczasem hodowla owiec od pewnego momentu  przebiegała zdecydowanie dwutorowo: z jednej strony istniały duże stada  złożone z owiec możliwie kulturalnych ras, dających wełnę wysokiej jakości przeznaczaną na sprzedaż - takie stada pozostawały pod opieką wyspecjalizowanych pasterzy. Z drugiej strony istniały stadka po kilka owiec, często trzymane razem z bydłem czy końmi, przy minimalnym nakładzie środków i pracy, złożone z niewymagających owiec prymitywnych, dających wełnę mieszaną na własne potrzeby hodowcy.
Piszę "od pewnego momentu", ponieważ moment ten różnie można datować na różnych obszarach. W części Europy Zachodniej pozostającej pod wpływem rzymskim działo się to w antyku, na zachodnich ziemiach obecnej Polski - około XII wieku, dalej na wschód i północ proces ten rozciągał się aż po nowożytność.
Ikonografia na ogół ukazuje profesjonalistów w sytuacjach typowych. "Cieśla" to w niej rzemieślnik zajmujący się tym zawodowo, nie chłop, który akurat struga stołek. Podobnie, wizerunki ludzi z owcami  najczęściej ukazują pasterzy - czyli profesjonalistów opiekujących się stadami owiec "szlachetnych" (przynajmniej na ówczesne kryteria). Widząc na nich stada jednobarwnie białych owiec można wnioskować, że takie zwierzęta istniały i dominowały w hodowli towarowej. Nie można wnioskować, że kolorowe nie istniały poza nią.

Dlaczego białe owce wygrały? Białą wełnę można zafarbować na dowolny kolor. Brązowy czy szary też. W drugą stronę nie jest to możliwe. Na tym nie koniec - dziś my, znudzeni syntetyczną pstrokacizną, możemy się zachwycać pięknem naturalnej barwy kolorowego runa - ale jeszcze niedawno nie było ono szczególnie cenione (w hodowli towarowej wciąż nie jest!). Selekcjonowano więc na biel, przeciwko barwie. A nie jest to wcale proces łatwy - nawet współczesne białe owce mają tendencję do powracania do kolorowego umaszczenia. Tak powstał w XX wieku polski merynos barwny - jest to jednak rasa utrzymywana jako ciekawostka, w towarowej hodowli "czarne owce" są usuwane. Tam, gdzie sztucznej presji selekcyjnej nie ma - kolor sam się wciska!
Dzikie owce z wyspy Arapawa - potomkowie białych merynosów, źródło: http://www.rarebreeds.co.nz
Przykładem mogą być zdziczałe owce z wysp na południe od Nowej Zelandii - w kilku miejscach, niezależnie od siebie, i praktycznie bez presji drapieżników, a tylko przy braku ludzkiej selekcji, w ciągu stu kilkudziesięciu lat z białych owiec ras kulturalnych rozwinęły się zwierzęta o runie wciąż typu szlachetnego, ale kolorowym! Nie jest to pełny powrót do dzikiego umaszczenia - u owiec tych brak znaczeń, nie są też genetycznie brązowe, tylko czarne (tak jest - te dwa barany na zdjęciu powyżej są czarne - a raczej byłyby, gdyby nie naturalne blaknięcie!)
Tymczasem wśród ras kolorowych białe jagnięta praktycznie się nie zdarzają - a jeśli, to zwykle można się doszukać ich przyczyny - białych owiec w rodowodzie.

Kolorowe owce istniały, i to na dużo większą skalę, niż dziś może nam się wydawać. Dla co bardziej prymitywnych społeczności i niższych grup społecznych ("szaraczkowa szlachta" chociażby) standardem mogła być wełna kolorowa naturalnie.  Jak pisze w Gerald z Walii w Topographia Hibernica:

For they wear but little woollen, and nearly all they use is black, that being the colour of the sheep in all this country. Their clothes are also made after a barbarous fashion.

(Bowiem noszą tylko trochę wełny, a niemal cała, jakiej używają, jest czarna, taki bowiem jest kolor owiec w całym tym kraju. Nadto ich ubrania sporządzone są na barbarzyńską modłę.)

Tu uwaga: oczywiście nie mogła to być czerń smolista! Z drugiej strony, jasnorudy kolor dwóch baranów z Arapawa też jest mylący - na owcy widać tylko końcówki włosów, spłowiałe i odbarwione. W przędzy i tkaninie powstanie "ruda czerń". Mniej- więcej taka:
Dlatego bawią mnie nieco stwierdzenia w rodzaju:  

Jutro (podobno) mam dostać artykuł poświęcony farbowaniu co prawda pisanek... ale opisane sa sposoby pozyskiwania kolorów. I w tym momencie będe mogła obalić mit współczesnego RR dotycznie CZARNEGO koloru w rekonstrukcji ubiorów :8P:
 Spójrzcie na wieśniaków pracujących w polu - kobiety mają czarne gremlinki, są nawet dwie ciemne (prawdopodobnie czarne) suknie, rękawek, nogawice... No i motyw nieodłączny romansu :D Ale do rzeczy - skoro ubodzy ludzie MIELI czarne elementy stroju (a nawet całe stroje), to JAKOŚ musieli ów kolor uzyskiwać. przychylam się więc teorii o używaniu jęczmienia i bazi. Co prawda ilościowo musiało być tego sporo, ale... eksperymenty będą niedługo
 http://www.nkgk.pl/forum/viewtopic.php?p=2695

Chodziło tu o udowadnianie niewiernym Tomaszom, że czarny był i jest możliwy. 
Dla jasności:  nie jest dla mnie zabawnym to, że ktoś naturalnie farbuje - jak najbardziej chwała mu za to. Natomiast widzę tu wyważanie drzwi otwartych na oścież - albo raczej, wyważanie wejścia oknem, podczas gdy obok zieją szeroko otwarte drzwi. Farbowanie na czarno (czy dla współczesnego oka brązowo, szaro) nie musiało być popularne. Czerń (brąz, szarość) - tak.

Oczywiście, niekoniecznie ma to bezpośrednie przełożenie na praktykę "ruchu rycerskiego". Za mały to rynek, by nagle przemysłowi zaczęła się opłacać produkcja tkanin z wełen naturalnie kolorowych. Warto jednak przynajmniej być świadomym o wiele ważniejszej pozycji owiec kolorowych w przeszłości. Naturalnie kolorowej tkaniny na tunikę raczej w sklepie nie kupimy, sami nie utkamy bez poświęcania na to sporo dłuższego czasu, niż większość z nas może. Ale jeśli przędziemy, filcujemy - polujmy jak na skarb na to, co kiedyś było powszechne i przez to mało cenione!


*Tytułem dodatku:
Kilka tekstów mówiących o kolorowych owcach przytacza A.T.Fear w tekście The Golden Sheep of Roman Andalusia- poniżej fragment, w moim tłumaczeniu (s. 152)
Columella mówi o pulli et fusci, czyli "ciemnych" owcach z Kordoby, których wełna osiągała dobrą cenę. Marcjalis przydaje unikatowe określenie Beaticatus [Beatica - nazwa Andaluzjii w czasach rzymskich] przewrotnemu hipokrycie Maternusowi, dokładnie dlatego, że wolał on ciemne ubranie, i wychwalał naturalne kolory, w opozycji do barwionych. Z Noniusza Marcellusa dowiadujemy się, że 'nativus' było nazwą nadawaną ciemnej hiszpańskiej wełnie, i to zapewne do niej odwołuje się Marcjalis w swoim epigramacie. Wspomniana wyżej andaluzyjska wełna Strabona jest opisywana jako "kruczoczarna". Pliniusz może także nawiązuje do tej wełny w ósmej księdze swej Historii Naturalnej, gdzie mówi o czarnych hiszpańskich wełnach.

Pliniusz, jak się zadaje, wymienia także drugi, rudy (czerwony) typ ciemnej wełny. Byłby to kolor genetycznie brązowy (...). Dwie nazwy, jakie jej nadaje, rutilus i Erythaeus, z pewnością sugerują ten kolor.
Fear A. T. The Agricultural History Review, Vol. 40, No. 2 (1992)
Tekst artykułu dostępny w archiwum publikacji British Agricultural History Society, www.bahs.org.uk

4 komentarze:

  1. Zgadzam się :)
    Tak z mojej praktyki barwierskiej i z punktu widzenia zbliżonego do "przeciętnego człowieka średniowiecza" - po co marnować czas i środki na (upierdliwe w końcu i drogie) barwienie na kolory czarne, szare i brązowe, skoro mnóstwo jest owiec w tych kolorach i wystarczy dobrze przesortować wełnę by uzyskać całkiem fajne i w miarę równe przędze i tkaniny. I to w ładniejszych znacznie odcieniach niż wychodzi z barwienia. Jakiś czas temu szarpnęłam się i zrobiłam sobie zakupy w niemieckim sklepie, gdzie wybierałam właśnie głównie wełny kolorowe, szczególnie brązy. I jestem zachwycona ilością odcieni (a kupiłam z braku funduszy tylko kilka). Jeśli kiedyś uda mi się mój chitry plan by wrócić na wieś to zrobię sobie kolekcję owieczek w różnych kolorach ;) A na razie przędę to co mam i jak skończę to siadam do krosien, właśnie z naturalnymi barwami wełny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już myślałem, że mit czarnej wełny został dawno obalony. Ale kilka miesięcy temu jakoś się temat nawinął i jeden doświadczony kolega odradzał świeżakowi ten materiał. Pozwoliłem wtrącić się i zapytać dlaczego, a w odpowiedzi padło spodziewane pytanie - "skąd weźmiesz czarną wełnę?" w tonie . Bez namysłu odpowiedziałem, że z czarnych owiec, na co zmieszany kolega powiedział coś w stylu "no tak, ale to nie będzie taki pełen czarny". Na co odrzekłem "No nie będzie" i tak się rozmowa skończyła.

    Czy zrozumiał o co mi chodziło? Nie wiem. Ale wiem, że ten wpis trzeba promować dalej, by zwiększyć świadomość w narodzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz może podobne wzmianki pisane do tego fragmentu z Topographia Hibernica dot. nie-białych owiec?

    Dobre wyjaśnienie dla białych owiec w ikonografii. Też się ostatnio nad nimi zastanawiałem. Do konkluzji doszedłem nieco innych: manierą w ikonografii jest przedstawianie rzeczywistości bogatej na wyrost. I tak przedstawiano chłopów w polu w butach i z kaletką (de Berry), łuczników w nogach płytowych (grandes Chroniques de France), podobnie i białe owce - bo były cenniejsze i bardziej dochodowe od kolorowych i mogły być jednym z wyrazów majętności właściciela księgi / regionu, który ilustrowała / postaci w niej przedstawionych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością masz rację co do białych owiec jako elementu "wzbogaconej rzeczywistości" w ikonografii (o której też pisałam, przy okazji kolorystyki ubiorów), słuszna obserwacja!

      Co do wzmianek o kolorowych owcach - mam ich jeszcze parę, ale ta Geralda z Walii jest najdobitniejsza, inne mówią raczej o istnieniu, niż dominacji koloru. W wolnej chwili wrzucę je w post - w komentarzach utoną. Ale w sporym stopniu skorzystałam z historii ras owiec (zwłaszcza publikacje M.L.Rydera), no i procentu wełen kolorowych w znaleziskach archeologicznych - np. Vindolandy, gdzie dominują wełny częściowo pigmentowane, określane jako "grey" (w rzeczywistości nie musiały być szare, również beż - pochodna rozbielenia brązu)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.