(czyli o tym, gdzie zawodzą analogie etnograficzne)
Wiadomo, że wełna i len mają odmienne właściwości, i co za tym idzie, miewały odmienne funkcje.Celowo podkreślam słowo "miewały", bo w dzisiejszym ruchu rekonstrukcyjnym bywa z tym rozmaicie. Owszem, stało się prawdą dość uznaną, że "len nosimy pod spód, a wełnę na wierzch", ale już ze zrozumieniem, z czego to wynika, bywa rozmaicie - nie raz spotkałam się np. ze stwierdzeniem "bo len nie był elegancki". Trochę prawdy można się w nim doszukać, ale należałoby sobie odpowiedzieć, dlaczego to miał "nie być elegancki".
Przede wszystkim nie idzie tu tylko o czynnik estetyczny, ale praktyczny. Ubranie ma przede wszystkim chronić przed ekstremami temperatury - a w naszym klimacie na ogół problemem nie jest groźba przegrzania, lecz wychłodzenia.
1. Len jest lepszym, niż wełna przewodnikiem ciepła - czyli dobrze "chłodzi", podczas gdy wełna "grzeje" (zastosowano cudzysłów, bo wszak idzie tu o izolację termiczną, a nie faktyczne wytwarzanie ciepła)
2. Len traci właściwości termoizolacyjne w stanie wilgotnym, gdy wełna może wchłonąć ilość wody do 33% jej ciężaru nie dając w ogóle wrażenia wilgoci, a i przy wyższej wilgotności wciąż daje dobrą izolację termiczną (Skoczylas, 1978)
Te dwa czynniki zwykle nie są doceniane w warunkach typowej "imprezy rycerskiej", odbywającej się w gorącej porze roku. Tymczasem przeciętny człowiek średniowiecza (oraz przez długi czas wcześniej, i już nie tak długi później) większą część swej aktywności odbywał na otwartej przestrzeni, i nie mógł ograniczyć tej aktywności do pogodnych dni pomiędzy końcem maja a wrześniem. W domach także niekoniecznie panowała komfortowa temperatura dwudziestu paru stopni.
Ubranie powinno być nie tylko ciepłe, ale i w miarę wygodne. Oczywiście kryteria wygody będą się zmieniać w zależności od epoki, sytuacji i pozycji społecznej, ale pewne elementy pozostaną wspólne dla większości sytuacji. Poza szczególnymi przypadkami (jak stroje formalne, liturgiczne, pochówki) pożądane jest, by ubiór nie krępował ruchów, i nie rozdzierał się w ich czasie, ani nie obcierał wrażliwych miejsc na ciele.
3. Wełna jest bardziej elastyczna, niż włókna roślinne, dlatego lepiej się sprawdza w dopasowanych, "pracujących" elementach ubioru.
4. Włókna celulozowe, stanowiące główny składnik przędz i tkanin roślinnych, w stanie mokrym pęcznieją. W rezultacie tkanina, która na sucho była gruba i zwarta, ale elastyczna, w stanie mokrym staje się sztywną płachtą.
Odzież noszona brudzi się i zużywa.
5. Len jak najbardziej można efektywnie prać bez użycia współczesnej technologii i chemii. Dobrze znosi użycie wysokiej temperatury, ługu i tarcia - takie pranie oczywiście jest długotrwałe i męczące, ale jak najbardziej możliwe, i nie niszczy tkaniny ponad akceptowalny poziom (akceptowalny - tzn. normalne, powolne zużycie, do pewnych granic zresztą wręcz pożądane - dodatkowym efektem takiego prania było wybielenie i zmiękczenie tkaniny). Wełna potraktowana w podobny sposób, skurczy się i sfilcuje ponad wszelką możliwość noszenia, a nawet delikatniejsze pranie może sprawić, że strój dorosłego mężczyzny nada się już tylko na dziesięciolatka... A więc jako surowiec na bieliznę, która ma chłonąć pot, a następnie dać się doprać, lepszym surowcem jest len. (Jeśli jednak bielizna ma przede wszystkim ogrzać w ekstremalnym klimacie, patrz punkty 1-2.). Dotyczy to także innych elementów ubioru, których przeznaczeniem było powtarzające się brudzenie i pranie.
6. Przędze i tkaniny roślinne są znacznie odporniejsze na zniszczenie mechaniczne, zwłaszcza tarcie, niż wełna (podkreślam - mechaniczne. Na rozkład biologiczny są znacznie mniej odporne, dlatego znacznie gorzej zachowują się w depozytach archeologicznych). Dlatego len czy konopie były preferowanym surowcem na worki, powrozy, fartuchy robocze itp.
Dla człowieka, który ma nosić dany ubiór, liczą się również względy estetyczne - a tu nie bez znaczenia jest kolor.
7. Gdy len posiada tylko jedną naturalną barwę, której odcień można poprzez bielenie rozjaśnić do brudnawej bieli, owce występują w wielu barwach i odcieniach bieli, szarości, beżu, rudości, czerni i brązu.
8. Wełna stosunkowo dobrze poddaje się barwieniu naturalnymi barwnikami, w przeciwieństwie do lnu.
Z tych dwóch powodów wełna rzeczywiście może być bardziej "elegancka" jako surowiec na ubiór, który ma robić wrażenie na obserwatorach.
9. Wedle dość powszechnego w "ruchu" mniemania dołożyć tu należałoby jeszcze jedną "opozycję", mianowicie: droga wełna - tani len.Niekoniecznie potwierdzają to źródła, w których można napotkać zarówno wzmianki o tanich wełnach, jak i drogich lnach. Skąd więc to przekonanie? Złośliwie można by rzec, że z cennika Łobosia (dla osób niezorientowanych: główny dostarczyciel tkanin w "ruchu rycerskim". Rzeczywiście, dziś tkaniny lniane można kupić kilkakrotnie taniej, niż wełniane. Ale dzisiejsze relacje cen nie są, i nie muszą być odbiciem tych sprzed kilkuset czy tysiąca lat.
Pewnym poparciem dla przekonania o "taniości" lnu mogą być fakty, które przytoczyłam w punktach 5 i 6 - należy jednak zauważyć, że w istocie te zdecydowane przewagi włókien roślinnych wcale nie odnoszą się do biedoty i plebsu, tylko do specyficznych ubrań. Chyba nikt poważnie myślący o historii czy rekonstrukcji nie sądzi naprawdę, że garderoba chłopa ograniczała się do koszuli i gaci, oraz worka na groch!
Owszem, można znaleźć wiarygodne źródła mówiące, że len był tkaniną ubogich, zaś wełna bogatszych. Znajdujemy takie informacje w pamiętnikach chłopskich, w opisach etnograficznych.
Ale...
Są to źródła zawierające się pomiędzy końcem nowożytności, a początkiem dwudziestego wieku. Owszem, etnografia dostarcza wiele informacji prawdziwych również i dla epok wcześniejszych. Niekoniecznie jednak w tym przypadku.
Dlaczego?
Informacje te odnoszą się do okresu, gdy dostęp przeciętnego chłopa do rezerw ziemi był ograniczony.
Len i konopie są roślinami wysokowydajnymi. "Z poletka 300-metrowego przy średnim plonie otrzymać można około 10 kg włókna trzepanego, przy dobrym urodzaju 15-17 kg" - pisze o lnie Słuchocki w 1939 roku, mając na myśli techniki uprawy i przerobu jeszcze jak najbardziej tradycyjne. Masa ostatecznie uzyskanej tkaniny odzieżowej będzie jeszcze pomniejszona o pakuły, ale i te w tradycyjnym przerobie znajdowały zastosowanie w przędzy na tkaniny workowe itp.
Dla uzyskania podobnej masy wełny (pranej, niesortowanej) potrzebna w warunkach gospodarki ekstensywnej około 7-8 niewielkich owiec w typie wrzosówki, które, wraz z przychówkiem zapewniającym odtworzenie stada, w sezonie wegetacyjnym wyżywi pastwisko o powierzchni około 2 hektarów, to jest 20.000 m2. Czyli 70 razy więcej! A to dopiero połowa roku - na drugą potrzeba siana z (minimalnie licząc) kolejnych 2 hektarów, względnie dobrej słomy z jeszcze większej powierzchni - ale tę możemy uznać za produkt uboczny, jako że nasz przykładowy chłop i tak uprawia zboża. Zachwaszczona słoma zbożowa z pól nie znających herbicydów była zbliżona wartością pokarmową do kiepskiego siana. Jednak konkurentami do paszy - zwłaszcza w zimie - były jeszcze zwierzęta zaprzęgowe, i bydło mleczne. I o ile stado owiec nie jest kluczowym dla przeżycia, to koń lub wół roboczy, oraz krowa mleczna (podstawowa dostarczycielka białka) - tak.
Rośliny włókniste wymagają natomiast ogromnego nakładu pracy w porównaniu z hodowlą owiec. Przy prymitywnej gospodarce opieka nad tymi drugimi sprowadza się w zasadzie do zbioru paszy zimowej (może nią być wspomniana słoma, ulistnione gałązki drzew, siano łąkowe), zabezpieczenia przez drapieżnikami i pozyskania wełny. Natomiast dla lnu bądź konopi trzeba uprawić ziemię, zasiać, odchwaszczać, wyrwać rośliny, wysuszyć je, wyrosić, wysuszyć ponownie, połamać, wytrzepać, wyczesać - a po tym wszystkim jesteśmy dopiero w punkcie równoważnym temu, gdy zebraliśmy wełnę z owcy. "Od zasiewu do otrzymania włókna trzepanego potrzeba około 170 dni roboczych na hektar zasiewu, podczas gdy np. przy uprawie żyta potrzeba tylko 45 dni na 1 ha". (Słuchocki, s. 10)
W sytuacji deficytu ziemi, a sporej podaży rąk do pracy (wieś po kasacji pańszczyzny) rośliny włókniste stały się znacznie bardziej dostępne od wełny owczej. Wyjątkiem były regiony dające dostęp do rozleglejszych użytków marginalnych, nie nadających się do uprawy ani nawet wypasu bydła (hale górskie, wrzosowiska). Na pozostałych terenach w ubraniu dziewiętnastowiecznego chłopa dominował len - wełna była rezerwowana dla ubiorów wyjściowych i naprawdę zimnej pogody.
Ale trudno o większy błąd, niż mechaniczne przenoszenie tej sytuacji w czasy - na przykład - początków państwowości polskiej. W sytuacji wolnego dostępu do rezerw ziemi produkcja wełny, wymagająca znacznie mniejszego nakładu pracy, jest o wiele "tańsza". Nie wymaga nawet karczowania lasu - wprawdzie pastwiska leśne nie są tak wydajne, jak łąkowe (odrost runa leśnego w cieniu pod drzewami jest ograniczony), ale przy zgoła nieograniczonej dostępnej powierzchni nie jest to problem. A z czasem owce same przyczyniają się do odlesienia, zgryzając młode drzewka.
A więc "len dla biednego"? Owszem - jeśli jest to biedny chłop małorolny epoki popańszczyźnianej.
Skoczylas Adam: Biologia owczego runa, Warszawa 1978
Słuchocki Czesław: Len. Uprawa i przeróbka, Warszawa 1939