niedziela, 29 września 2013

Farbowanie wrotyczem - kolor żółty

Wczesna jesień to pora, która nie sprzyja aktywności rzemieślniczej  - przynajmniej w moim przypadku. Idzie sobie człowiek do pobliskiego zagajnika (pięć brzózek na krzyż), aby narwać brzozowych liści do farbowania. I co przynosi do domu? Takie coś:

Oczywiście farbowanie idzie w kąt, i można się najwyżej pochwalić grzybkami marynowanymi...
Ale do rzeczy - od czasu do czasu uda się zrobić i coś poza kulinariami.

Wrotycz pospolity (Tanacetum vulgare) to bardzo wdzięczne zielsko, farbujące w wersji podstawowej (bez zaprawy, lub zaprawa ałunowa, nie modyfikująca koloru) na żółto.
Znaleźć je można praktycznie wszędzie, na raczej jałowych, względnie suchych łąkach, które nie są utrzymywanie w we względnej kulturze rolnej. Czytaj: nikt ich nie kosi, i nie niszczy na nich niepożądanych chwastów. Bo z punktu widzenia rolnika wrotycz jest na łące niepożądany - zjedzony, ma właściwości trujące.  Dlatego najłatwiej znaleźć go na łąkach nie uprawianych i zapuszczonych, albo na poboczach dróg. A że farbiarzowi, inaczej niż zielarzowi - bo jest to i roślina lecznicza - nie przeszkadza nawet zbiór z miejsc ekologicznie wątpliwych (w końcu jeść tego nie zamierzamy), to szerokie rowy i nasypy przy nowych "eurodrogach" okazują się niewyczerpanym rezerwuarem tego surowca.A tak wygląda kwitnący wrotycz:
Źródło: Wikimedia Commons
I taki właśnie nas interesuje, bo to kwiaty są głównym źródłem barwnika. Można go nieco wydobyć również z liści, choć trudniej tu o uzyskanie czystego i żywego wybarwia. Natomiast sztywne, zdrewniałe łodygi zawierają barwnik w tak śladowych ilościach, że zdecydowanie należy je odrzucić przed zalaniem wodą (wcześniej świetnie zbiera się, suszy i przechowuje wiszący w pęczkach).
Wrotycz kwitnie w lipcu - sierpniu, ale jeśli zostanie wcześnie skoszony, potrafi się zmobilizować do odrostu i "awaryjnego" kwitnienia, które wypada odpowiednio później - nawet w końcu września, jak przy jednej z dróg koło mnie (wykoszono ją w początku lipca, i parę dni temu, w samej końcówce września,  zebrałam tam solidny bukiet kwiatów).

Wrotycz farbuje zarówno świeży, jak i suszony. Zawieszony w przewiewnym miejscu, doskonale się suszy, i jest surowcem bardzo łatwym do przechowania na zimę.
Niemodyfikowany, daje kolor żółty - czysty i żywy, o intensywności zależnej od ilości surowca, a tym samym siły kąpieli barwierskiej.

A oto efekty barwienia wełny wrotyczem: motek na górze to efekt pierwszego barwienia, motek poniżej jest z partii, która powędrowała do gara jako druga, do częściowo już wyczerpanej kąpieli.
W obu przypadkach użyłam 100% wełny (motek na górze - ręcznie przędziona wełna z PON, bardzo luźna. Motek na dole - maszynowo przędziona wełna w typie polskiej owcy górskiej. Mogło to odrobinę pogłębić różnice w wybarwieniu (włos rdzeniowy, obecny w wełnie owcy górskiej, gorzej przyjmuje barwnik).
Obie partie zaprawiane były tak samo, ałunem (10g na 100g wełny) w obecności kamienia winnego (5 g na 100 g wełny). Bez zaprawy także można otrzymać żywe barwy, natomiast należy się spodziewać mniejszej trwałości.

Przy barwieniu należy w zasadzie unikać zbyt wysokiej temperatury, zwłaszcza przekraczania granicy wrzenia. Przy gotowaniu zaczynają się uwalniać zawarte we fragmentach łodyg i dna kwiatowego brązowe barwniki, rozkłada się chlorofil, i wybarwienie od żółtego stopniowo przesuwa się w stronę żółtawego brązu. Można to wykorzystać świadomie do modyfikowania koloru, natomiast nie warto tą drogą próbować wyekstrahować więcej żółtego... Zwłaszcza, że jeśli potrzeba "więcej", to o wrotycz nietrudno.

Ciąg dalszy (jak z żółtego zrobić zieleń) nastąpi!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.