czwartek, 1 sierpnia 2013

Farbowanie pokrzywą - podejście pierwsze

Naczytawszy się nieco o farbowaniu pokrzywą na kolor zielony, postanowiłam spróbować. Jako surowca barwierskiego użyłam świeżych (no, trochę przywiędłych) liści i wierzchołków pędów pokrzywy zwyczajnej (Urtica dioica). Wagowo było tego trochę ponad kilogram.

Materiałem poddanym barwieniu była wełna dywanowa 100% z owcy o runie mieszanym, fabrycznie barwiona na kolor jasnej kawy z mlekiem. Mogło to nieco zafałszować otrzymane kolory - ale na pierwsze podejście szkoda mi było wełny ręcznie przędzionej, a jeśli chodzi o przędze fabryczne, od bankructwa Aniluxu ciągnę na rezerwach...

Zebrane liście zalałam wrzątkiem, i zostawiłam na dwa dni - w tym czasie dwa razy podgrzewając do temperatury około 80 stopni. Odcedzony ciemnozielony napar, w ilości 4 l, wyglądał całkiem obiecująco. Dodałam do niego odrobinę siarczanu miedzi - około płaskiej łyżeczki.
Włożony do naparu motek wełny (50 g suchej masy) zaprawionej ałunem z kamieniem winnym, po podgrzaniu i pozostawieniu do wystygnięcia przez noc przybrał zieloną, nasyconą barwę... do chwili płukania.
Niestety w tym krytycznym momencie okazało się, że barwnik bardzo słabo związał się z wełną. Płukałam i płukałam... a wełna ciągle wypuszczała z siebie soczystą zieleń. Kiedy w końcu przestałyśmy (ona farbować, a ja płukać) kolor był bladozielony.
Od lewej: barwienie z zagotowaniem, bez zagotowania, wełna przed barwieniem

Tymczasem kolor kąpieli w garnku optycznie nawet się nie zmienił - wciąż była równie ciemnozielona, czyli nadal pozostało w niej dużo barwnika. Wobec tego wrzuciłam do gara kolejne 50 g tak samo zaprawionej wełny - i tym razem podgrzałam bez skrupułów, doprowadzając do wrzenia, i także zostawiając do ostygnięcia na noc.
Jak widać, wybarwienie jest sporo intensywniejsze. Zresztą wiedziałam to od pierwszej chwili płukania - ta partia miała znacznie lepiej związany barwnik. Jednak coś za coś - zamiast dość czystej zieleni otrzymałam kolor zgniłozielony. Wyraźnie chlorofil, barwnik nieodporny na ogrzewanie, uległ już częściowemu rozkładowi. 

Przypuszczam, że zwłaszcza motek z pierwszego podejścia bez zagotowania, ten bladozielony, mógłby mieć jeszcze czystsze wybarwienie, gdybym użyła białej wełny - do następnego podejścia dorzucę przynajmniej próbki przędzy niebarwionej. 

Teraz pora wywiesić motki na zjadliwe letnie słońce, i sprawdzić, jaka będzie odporność chlorofilu na światło.

Notatki do następnego podejścia:
1. "Coś" z tego wyszło, czyli następne podejście będzie.
2. Użyć wełny białej, przynajmniej próbek.
3. Na jednym z motków użyć zaprawy miedziowej
4. Poszukać optymalnej temperatury - 80 stopni to zdecydowanie za mało dla utrwalenia barwnika, 100 skutkuje już znacznym rozkładem - a gdzie leży optimum?

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe, cieszę się, że tu trafiłem... po raz kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję!

    Skoro ciekawe :) , to może jeszcze parę "farbiarskich" tematów wrzucę... dopiero niedawno zaczęłam się w barwienie bawić praktycznie - i zobaczyłam, że to wciąga!

    OdpowiedzUsuń
  3. To i ja się pomądrzę ;)
    Fajnie że też zabrałaś się za ten temat - wciąga i często są różne niespodzianki i ciekawe efekty. No i bardzo daje do myślenia co do kolorków które można osiągnąć.
    Co do pokrzywy i barwników chlorofilowych to z mojego doświadczenia wychodzą z reguły szarawo-buro-zielonawe. A także rozpadają się gdy się je podgrzeje zbyt mocno. Mi też wyszło, że taka bezpieczna temperatura to około 80 stopni :)
    Jeżeli chcesz śliczne i bardzo u nas lokalnie poprawne, wybarwienia zielone to polecam wrotycz i liście brzozy. Oba barwniki bardzo łatwe i dają przepiękne nasycone barwy od żółci przez seledyny i jasno-zielonkawe aż do ciemnych zieleni i oliwek.
    A co do wełny fabrycznej to ciągle też szukam jakiejś sensownej alternatywy - wiadomo że do pewnych rzeczy ręcznie przędzionej po prostu szkoda, a do tkactwa idzie wełny w diabła dużo, i jak chciałabym nieco więcej na krosnach popróbować, to po prostu nie wyrabiam z przędzeniem. Aniluxu wcześniej nie znałam, ale i tak miałabym daleko. U mnie funkcjonuje góral na ryneczku miejskim, który sprowadza rustik-fantastik wełenki w dużych motkach i w miarę przyzwoitej cenie 50zł/kg. Niestety są wyłącznie grube, takie jak na skarpety itp. A ja bym coś cieńszego potrzebowała, i kurka wodna nigdzie nie mogę znaleźć żeby nie kosztowało tysiancpincet za kg :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a w jaki sposób otrzymujesz z wrotyczu ciemną zieleń? Może zaprawa miedziowa? Bo niby dobrze znamy się z tym zielskiem (strych aktualnie obwieszony suszącymi się pęczkami :), ale to, co z niego wyciągam, to całe spektrum od kurczakowej żółci do przygaszonych żółtawych brązów.

      Do Aniluxu też miałam daleko, ale zaopatrywał pasmanterie na całą Polskę - między innymi ich produkcji była popularna "Śnieżka". Była, i się skończyła, rezultat taki, że ostatnio w ramach zaopatrywania się w przędzę do barwienia musiałam się przeprosić z białą czesanką, i sama ukręcić.

      Usuń
    2. No niestety do zieleni trzeba się trochę pobawić z odczynnikami - potrzebna jest do ałunu i miedź i żelazo. Ale warto.
      Jak chcesz uzyskać żywe i nasycone odcienie to robisz tzw.rozwijanie czyli wrzucasz ałun, wrzucasz wełnę, jak osiągnie odcień żółci to wyjmujesz na chwilę i wrzucasz miedź. Wtedy wkładasz z powrotem i sprawdzasz jak się kolorek rozwija. Jak załapie ile chciałaś, to powtarzasz procedurę wyciągania z żelazem. Żelaza daje się kapkę bo jak za dużo to mocno przyciemnia i robi plamy.
      A jeśli wrzucisz wełnę z wszystkimi odczynnikami od razu bez rozwijania to wyjdą Ci bardziej przygaszone odcienie. A bez miedzi to w ogóle takie ciemne i smutaśne ;) Rewelacyjne niuanse kolorystyczne można osiągnąć dorzucając różnych rzeczy. Polecam świetna zabawa :D
      Aha i brzoza działa podobnie - ja używam do obu tych samych receptur i wychodzi porównywalnie.
      Powodzenia i miłej zabawy!

      Usuń
    3. No, to trzeba będzie poeksperymentować z kąpielą rozwijającą, tej jeszcze nie próbowałam. A zabawa rewelacyjna - gdybym dziesięć lat temu zobaczyła wściekle żółty taki, jaki teraz rutynowo wyciągam z wrotyczu, pewnie bym powiedziała, że to syntetyk :D.

      Usuń
    4. Liście brzozy też wyciągają podobne żółcie co wrotycz. No i piękne zielenie :) - kąpiele rozwijane naprawdę nie są takie trudne a fajne efekty wychodzą
      A niesamowite jaki żółty wychodzi z kurkumy :D
      A oczojebny pomarańcz z marzanny :D
      To jest zawsze super jak można poeksprymentować. W tym roku znowu było mało jagód (i drogie) więc jak tylko mama zameldowała o nadpodaży aronii na krzakach, to załadowałam ile wlezie do wina a nieco odsypałam do siateczki i nawet sobie nie wyobrażasz jaki piękny atrament mi wyszedł. A farbowałam 200g wełny Skudde :)

      Usuń
  4. jeszcze oprócz zawsze rewelacyjnych liści brzozy pięknie barwi macierzanka tez są zielenie i tez trzeba zrobić rozwijanie żelazem -polecam jeszcze potas z popiołu pięknie podbija i wzmacnia kolory,polecam także farbowanie wełny szarej -jasnoszarej zielenie wychodzą świetne

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.