wtorek, 13 sierpnia 2013

Dlaczego runo śmierdzi

... i co można w nim znaleźć


Czy to prządka, czy filcownik, czy krawiec chcący wypchać przeszywanicę - ten, kto potrzebuje owczej wełny, ma do wyboru bądź przemysłową czesankę, bądź runo prosto z owcy. Jeśli z chęci odtworzenia całego procesu technologicznego, a nie wykorzystania przemysłowego półproduktu, poszukiwania wełny z rasy komercyjnie niedostępnej, czystej oszczędności, i jakiegokolwiek innego powodu zdecyduje się na pracę z surowym runem, może przeżyć bolesne - chciałam powiedzieć: śmierdzące - zaskoczenie. Bo po otwarciu worka czy pudła, zamiast neutralnej czy wręcz pachnącej czesaneczki, wyłoni się skłębiona masa o zapachu, delikatnie mówiąc, specyficznym, a wyglądzie nie odbiegającym od zapachu. Obrzydliwym? To już kwestia gustu, dla mnie ten zapach jest po prostu "owczy". Ale nieraz stykam się z reakcją, i to nawet ze strony zaprawionych w bojach z dziwnymi substancjami miłośniczek i miłośników rekonstrukcji : "Co TO jest?".

A że ponoć nie ma głupich pytań, tylko głupie odpowiedzi, to postaram się na to pytanie odpowiedzieć. A więc: co oprócz wełny wchodzi w skład owczego runa?

1. Tłuszczopot
Jest to jak najbardziej naturalny i prawidłowy składnik owczego runa. 
Zgodnie z nazwą, substancja ta jest mieszaniną - w jego skład wchodzi przede wszystkim wydzielany przez skórę zwierzęcia "tłuszcz" - chemicznie będący woskiem, a dokładniej mieszaniną estrów kwasów tłuszczowych i steroli, znaną jako lanolina - oraz pozostałości potu, także wydzielanego przez skórę. (Przy okazji warto rozprawić się z bzdurą uparcie potarzaną zwłaszcza na portalach kosmetyczno-ekologicznych - lanolina to nie tłuszczopot, lanolina jest składnikiem tłuszczopotu).
Skład tłuszczopotu bywa rozmaity - we frakcji tłuszczowo-woskowej mogą występować w przewadze składniki łatwiej lub trudniej topliwe. Jeśli dominują te drugie, tłuszczopot jest twardy, sztywno skleja włosy i bardzo utrudnia przędzenie w tłuszczu. Również frakcja potowa (oprócz wody głównie mocznik, sole mineralne i kwasy organiczne) bywa rozmaita, różny też bywa jej procentowy stosunek do frakcji tłuszczowej.

Jak łatwo się domyślać, taka mieszanina, pozostająca na ciele owcy w warunkach ciepła i pewnej wilgoci, ma prawo wydzielać specyficzny zapach. I nie ma on nic wspólnego z poziomem higieny w hodowli, brudem czy "zapuszczeniem" owiec - tłuszczopot to naturalnie powstająca wydzielina, w warunkach naturalnych niezbędna dla zdrowia owcy (daje wodoodporność okrywie i natłuszcza skórę). Owca to nie pudelek, i hodowca nie wsadzi jej co tydzień do wanny...
Warto dodać, że intensywność tego zapachu jest indywidualną cechą poszczególnych ras i pojedynczych owiec. Mimo, że zawartość tłuszczopotu w runie jest najwyższa u ras kulturalnych (do 50% wagi runa u merynosów), to woń bywa silniejsza u owiec prymitywnych - a szczególnie u dojrzałych samców.

Jak się pozbyć tego zapachu? Cóż, tylko poprzez usunięcie tłuszczopotu. Aby tego dokonać, należy upłynnić tłuszcz poprzez zastosowanie wyższej temperatury (w okolicach 40 stopni), lub usunąć go przy użyciu mydła bądź słabej zasady (np. odstałego moczu). Współcześnie można do tej listy dodać rozmaite detergenty. Efektem oczywiście będzie wełna odtłuszczona, pozbawiona naturalnego smarowidła. Jeśli zastosujemy umiarkowaną ilość środka piorącego, usuniemy tylko część tłuszczu - bywa to pożądane np. przy zawierających dużo tłuszczopotu runach szlachetnych, jeśli chcemy je tylko częściowo odtłuścić do przędzenia.

2. Odchody - kał i mocz. 
Owca, podobnie jak większość innych roślinożerców, nie kontroluje momentu i miejsca wydalania, nie ma swojej "ubikacji" i "legowiska" (jak np. koty). U zwierząt dzikich lub żyjących w warunkach chowu swobodnego, na nieograniczonej przestrzeni, małe jest prawdopodobieństwo, że zwierzę ułoży się na środku niedawno zrobionej kupy. Na ograniczonym wybiegu, a zwłaszcza w oborze, jest to niestety bardzo prawdopodobne. Na szczęście kał zdrowej owcy ma postać suchych "bobków", prawie nie brudzących. Gorzej, jeśli ulegnie rozmięknięciu w moczu, podsiąkającej deszczówce, itp. Dlatego owce utrzymuje się na tzw. głębokiej ściółce - jest to gruba warstwa suchej słomy, która działając jak gąbka, odprowadza mocz i wodę. A zadaniem hodowcy jest częste tej słomy uzupełnianie, tak, by przysypać nią odchody, i przede wszystkim nie dopuścić do utrzymywania się wilgoci w górnej warstwie ściółki.

Oczywiście, nie jest to stuprocentowa ochrona przed zabrudzeniem - nawet "suche" bobki brudzą, a hodowca nie będzie czuwał z wiązką słomy 24 godziny na dobę, by podściełać na każdą kupkę odchodów. Dlatego współcześnie w hodowli stosuje się też podłogi rusztowe - jednak jest to rozwiązanie służące wygodzie człowieka, a nie zwierząt. Owce nie są naturalnie dostosowane do przebywania na ażurowej podłodze rusztów, i nie czują się na nich dobrze.

A więc odrobina kału na końcach włosów, albo nawet zabłąkany między włosami samotny "bobek" to wciąż rzecz, której w runie można się spodziewać. Jednak w żadnym razie to zabrudzenie nie ma prawa przybierać postaci zaskorupiałych dredów z g...! Takie zjawisko świadczy o jednej z kilku rzeczy:
1. Wilgoć i brud w owczarni - hodowca źle wykonał swoją pracę.
2. Owca (niekoniecznie ta, która nosiła to runo - mogła to być inna sztuka w stadzie) chorowała na biegunkę. Takie zwierzę powinno być szybko odizolowane od stada - tak dla leczenia, jak i dla uniknięcia zabrudzenia innych owiec.
3. U owiec o owełnionych ogonach często dochodzi do zabrudzenia tychże kałem i moczem. Machając ogonem, zwierzę rozprowadza te nieciekawe dodatki po runie całego zadu. Dlatego hodowcy dokonują u jagniąt tzw. uszczykiwania ogonków, to jest ich amputacji między 3 a 4 kręgiem ogonowym. Zabieg ten nie jest konieczny u ras krótkoogoniastych (prymitywne owce północnej Europy, m.in. wrzosówka), mających ogon krótki i nieowełniony, pokryty sierścią.  Nie wykonuje się go także u owiec tłustoogoniastych - amputacja ich masywnego ogona byłaby zbyt obciążającą dla zwierzęcia.

Zabrudzenie odchodami można usunąć z wełny bez pomocy wysokiej temperatury i środków piorących. Wystarczy namoczyć runo w możliwie dużej ilości chłodnej bądź letniej wody. W ciepłej porze roku najlepiej robić to na dworze - wtedy można pozostawić namakające runo na dzień lub nawet parę, bez ryzyka, że familia je eksmituje... i nas przy okazji. Po odlaniu brudnej wody zalewamy kolejną porcją, powtarzając, aż przy kolejnym odlewaniu nie będzie przypominała burej zupy. Nie należy oczekiwać wody przezroczystej i runa sterylnie czystego - dopierzemy je do czysta później, w przędzy lub gotowym wyrobie.
Historyczną metodą, stosowaną w drobnej hodowli ras prymitywnych jeszcze w pierwszej połowie XX wieku, było mycie owiec, zwykle w rzece. Nie zawsze jednak taka kąpiel wychodziła na zdrowie zwierzętom, a mokra wełna, póki nie wyschła, była bardzo podatna na ponowne zabrudzenie. Mycie owiec zanikło wraz z rozpowszechnieniem owiec szlachetnych o bardzo źle wysychającym runie zamkniętym, oraz przemysłowego przerobu połączonego z mechanicznym praniem wełny.

3. Zanieczyszczenia roślinne
1. Aby uniknąć zabrudzenia odchodami, stosuje się ściółkę ze słomy. Tu już widać jedno źródło możliwego "śmiecia" w wełnie, nie najgorsze jednak - ściółka, na której żyją owce, szybko zostaje sprasowana ich ciężarem, ponadto zdrowa owca kładzie się na brzuchu, i nie zanieczyszcza bardziej wartościowych partii - boków i grzbietu.
2. Większym problemem są chwasty na pastwisku, zwłaszcza te złośliwe, obdarzone haczykami czepnymi przy nasionach, jak kulki łopianu, nasiona uczepu czy kuklików, znane jako obłożenie runa. Gdy raz dostaną się do runa, ich usunięcie jest bardzo trudne, nawet przy czesaniu - w praktyce najlepiej po prostu wyrzucić mocno obłożone partie.
3. Z reguły jednak największym źródłem zanieczyszczeń roślinnych - nie tak złośliwych, jak obłożenie, ale dużo bardziej wszechobecnych - są cząstki paszy osypujące się z paśników. Drabinka paśnika, za która zadaje się siano czy słomę paszową, znajduje się na pewnej wysokości. Gdy owce pobierają paszę z dołu, okruchy osypują się na nie, potężnie zanieczyszczając wełnę na głowie i karku oraz przedniej części grzbietu.
Aby temu zapobiec, należy stosować paśniki dopasowane do wysokości zwierząt - nie wyższe od nich. Tyle teoria,  w praktyce jest to nieco trudniejsze, bo paśnik dostosowany do wzrostu merynosa polskiego (rosła owca mięsno-wełnista) będzie już za wysoki dla wrzosówki. A jagnięta zawsze będą za niskie w stosunku do paśnika zbudowanego dla owiec dorosłych - dlatego w runie jagnięcym najczęściej pełno bywa drobinek siana i słomy.

4. Błoto i piasek
Jeśli owca pasie się na porośniętych trawą łąkach, jej runo w zasadzie nie powinno wchodzić w kontakt z ziemią. Im pastwisko i wybieg są w gorszym stanie, wygryzione i wydeptane do gołej ziemi, tym o takie zanieczyszczenia łatwiej. Szczególnie w runie pochodzącym od zwierząt z różnego typu "mini zoo" i podobnych miejsc, gdzie owce często spędzają całe miesiące na gołym placyku z trawą wyżartą aż do korzeni. Ogólnie runo tak utrzymywanych owiec nie jest godne polecenia, ale zdarza się, że w takich miejscach hodowane bywają ciekawe rasy, i zależy nam na wykorzystaniu ich wełny.
Nie należy wówczas desperować. Piach usuwa się dość łatwo podczas trzepania i czesania na grzebieniach - i warto zacząć właśnie od wytrzepania go, bo jeśli potem krąży na zgrzeble bądź zgrzeblarce, to uszkadza i włosy runa, i same narzędzia. Można go też łatwo wypłukać. Zaschnięte błoto usuwa się podobnie do odchodów, wystarcza do tego chłodna bądź letnia woda bez detergentów. Jednak runo, które długo pozostawało w kontakcie z wodą deszczową i błotem, bywa pozbawione ochronnej warstwy tłuszczopotu, osłabione i kruche - tej wady już nie usuniemy.

5. Przystrzyżyny (ang. second cuts - powtórne cięcia)

Nie są to "ciała obce"  w wełnie, ale też przeszkadzają, i to bardzo. Powstają wtedy, gdy strzygacz za pierwszym cięciem zestrzyże włosy runa w części ich długości, a potem ponownie w tym samym miejscu, lecz już bliżej skóry. Efektem będzie obecność w runie kępek włosów bardzo krótkich, zbyt krótkich, by mogły się związać w przędzę, a często nawet w filc. Historycznie nie były większym problemem, dopóki używano nożyc, wykonujących na raz cięcie na niedużej szerokości.. Maszynka elektryczna sprawiła, że stały się znacznie częstsze - strzygacz przykłada jej szerokie (około 7 cm) ostrze do skóry owcy i wykonuje cięcie na całej tej szerokości. Ale ciało owcy nie jest płaskie, tylko obłe - więc tnie po stycznej do (powiedzmy) okręgu, częścią szerokości przy skórze, częścią w oddaleniu od niej. Gdy za kolejnym cięciem zatrąci o powierzchnię, gdzie już strzygł - powstaje przystrzyżyna.

Teoretycznie można tego uniknąć, wykonując prawidłowo strzyżę - za każdym przesunięciem maszynki zbierając tylko wąski pas runa, tuż przy skórze. Ale powiedzcie to strzygaczom, opłacanym na akord po 3 zł od sztuki owcy, oraz hodowcom, dla których wełna jest tylko kłopotem, od którego trzeba uwolnić zwierzaki dla ich zdrowia.Pozostaje pozbywać się przystrzyżyn po fakcie - jako że w żaden sposób nie są związane z runem, to na szczęście nie jest to trudne, łatwo je wytrząsnąć, wytrzepać, lub wyczesać na grzebieniach.

*Spotykam się z określaniem przystrzyżyn jako "podstrzyżeń" - to błąd terminologiczny. Podstrzyżenie albo podstrzyganie to zabieg zootechniczny polegający na ostrzyżeniu runa w okolicach narządów rodnych i wymienia (czasem też odbytu). Wełna w tych okolicach brudzi się bardzo, zwłaszcza w czasie porodu. Świeżo urodzone jagnięta nie zawsze potrafią odnaleźć wymię matki w długiej wełnie, co może nawet skończyć się ich śmiercią z głodu. Zapobiega temu podstrzyganie.
Oczywiście taka wełna, pochodząca z najsłabszych produkcyjnie partii ciała zwierzęcia, zwykle zabrudzona, i krótka, bo pozyskiwana poza porą właściwej strzyży, jest zwykłym odpadem.

6. Złuszczony naskórek
Ponieważ owcze runo jest zwarte, złuszczająca się stopniowo fragmenty wierzchniej warstwy skóry nie mogą wydostać się na zewnątrz, i pozostają między włosami. U zdrowej owcy mają one postać nielicznych, drobnych płatków, trudnych do zauważenia nieuzbrojonym okiem, które same osypują się z suchszej wełny, a z bardziej tłustej usuwa je byle płukanie. Jeśli są duże i wyraźne, a co gorsza towarzyszą im strupy, to jasny znak, że owca cierpiała na jakąś chorobę skórną! Mógł to być zwykły efekt podrażnienia skóry w warunkach wilgoci i niedostatecznej higieny - ale mogły być i rzeczy gorsze, jak grzybice czy świerzb. Nie jest  to coś, w co chciałby się pakować ręce! Jeśli mamy względem danego runa jakieś podejrzenia, jednak nie na tyle silne, by je od razu spalić na stosie, to warto dokonać prania w naprawdę gorącej wodzie z detergentem. Jeśli unikniemy przy tym tarcia i nagłych zmian temperatury, runo nie powinno ulec zniszczeniu. Detergent w takiej sytuacji będzie lepszy od zasadowego mydła, które mogłoby ułatwić sfilcowanie.

                                                          ***
Ponadto można w runie natrafić na resztki farb służących do znakowania owiec (zwłaszcza małych jagniąt). Takie zanieczyszczenia obejmują z zasady tylko małą porcję włosów - najlepiej usunąć je przed praniem.
Jeśli runo jest wyraźnie bardziej zanieczyszczone w jakiejś partii (zwykle zad) - warto je oddzielić od reszty, i uprać osobno. Czystszą resztę można wtedy potraktować delikatniej, albo nawet uprząść bez prania.
Natomiast jeśli runo ma być "nadzieniem" do przeszywanicy - nie ma powodu, by je zostawiać w tłuszczu. Na nic tu nie potrzebna ani jego lepsza przędność, ani odporność gotowego wyrobu na przemakanie - a przepocona przeszywka z niepranego barana to broń biologiczna zdolna powalić całe armie.




czwartek, 1 sierpnia 2013

Farbowanie pokrzywą - podejście pierwsze

Naczytawszy się nieco o farbowaniu pokrzywą na kolor zielony, postanowiłam spróbować. Jako surowca barwierskiego użyłam świeżych (no, trochę przywiędłych) liści i wierzchołków pędów pokrzywy zwyczajnej (Urtica dioica). Wagowo było tego trochę ponad kilogram.

Materiałem poddanym barwieniu była wełna dywanowa 100% z owcy o runie mieszanym, fabrycznie barwiona na kolor jasnej kawy z mlekiem. Mogło to nieco zafałszować otrzymane kolory - ale na pierwsze podejście szkoda mi było wełny ręcznie przędzionej, a jeśli chodzi o przędze fabryczne, od bankructwa Aniluxu ciągnę na rezerwach...

Zebrane liście zalałam wrzątkiem, i zostawiłam na dwa dni - w tym czasie dwa razy podgrzewając do temperatury około 80 stopni. Odcedzony ciemnozielony napar, w ilości 4 l, wyglądał całkiem obiecująco. Dodałam do niego odrobinę siarczanu miedzi - około płaskiej łyżeczki.
Włożony do naparu motek wełny (50 g suchej masy) zaprawionej ałunem z kamieniem winnym, po podgrzaniu i pozostawieniu do wystygnięcia przez noc przybrał zieloną, nasyconą barwę... do chwili płukania.
Niestety w tym krytycznym momencie okazało się, że barwnik bardzo słabo związał się z wełną. Płukałam i płukałam... a wełna ciągle wypuszczała z siebie soczystą zieleń. Kiedy w końcu przestałyśmy (ona farbować, a ja płukać) kolor był bladozielony.
Od lewej: barwienie z zagotowaniem, bez zagotowania, wełna przed barwieniem

Tymczasem kolor kąpieli w garnku optycznie nawet się nie zmienił - wciąż była równie ciemnozielona, czyli nadal pozostało w niej dużo barwnika. Wobec tego wrzuciłam do gara kolejne 50 g tak samo zaprawionej wełny - i tym razem podgrzałam bez skrupułów, doprowadzając do wrzenia, i także zostawiając do ostygnięcia na noc.
Jak widać, wybarwienie jest sporo intensywniejsze. Zresztą wiedziałam to od pierwszej chwili płukania - ta partia miała znacznie lepiej związany barwnik. Jednak coś za coś - zamiast dość czystej zieleni otrzymałam kolor zgniłozielony. Wyraźnie chlorofil, barwnik nieodporny na ogrzewanie, uległ już częściowemu rozkładowi. 

Przypuszczam, że zwłaszcza motek z pierwszego podejścia bez zagotowania, ten bladozielony, mógłby mieć jeszcze czystsze wybarwienie, gdybym użyła białej wełny - do następnego podejścia dorzucę przynajmniej próbki przędzy niebarwionej. 

Teraz pora wywiesić motki na zjadliwe letnie słońce, i sprawdzić, jaka będzie odporność chlorofilu na światło.

Notatki do następnego podejścia:
1. "Coś" z tego wyszło, czyli następne podejście będzie.
2. Użyć wełny białej, przynajmniej próbek.
3. Na jednym z motków użyć zaprawy miedziowej
4. Poszukać optymalnej temperatury - 80 stopni to zdecydowanie za mało dla utrwalenia barwnika, 100 skutkuje już znacznym rozkładem - a gdzie leży optimum?